Cyfrową wersję „Kociarza” mało znanej wówczas autorki przeczytały aż 4 mln osób i była na ustach – a częściej pewnie klawiaturach – całego świata. Odniosła, jak to się mówi w internecie, viralowy sukces właśnie dzięki temu, że oddaje realizm nowych czasów, brzmi znajomo. Zwłaszcza dla sportretowanego tu młodego pokolenia milenialsów. Relacja bohaterów tytułowego „Kociarza” przypomina przeciąganie liny: zbliżają się i dystansują, głównie przez esemesy. Poznajemy tę historię z perspektywy Margot, która pragnie związku. Tyle że Robert do jej wizji i fantazji nie dorasta, nie mówiąc już o tym, że w łóżku budzi prędzej śmiech niż pożądanie. A co gorsza, można to było w porę przewidzieć. Podobnie jak zdarzenia z pozostałych 11 opowiadań, których bohaterowie, a kobiety szczególnie – z nieostrożności, naiwności, nienawiści, przez kompleksy – sami sobie fundują kłopoty. Kristen Roupenian, młoda Amerykanka, ciekawie debiutuje, rozbrajając płyciznę międzyludzkich relacji niczym bombę z opóźnionym zapłonem. Jest w jej opowiadaniach nerw i sporo napięcia, nawet grozy. Wisi zaś nad nimi wielki znak zapytania: dlaczego ludzie robią rzeczy, o które by się nie posądzali? Roupenian odpowiada: z poczucia obowiązku, pogubienia, samotności, nieznajomości siebie, wstydu, gniewu. A wreszcie z przeświadczenia, że jest za późno, aby się wycofać. Wszystkich i tak prędzej czy później „przeżują ostre zęby świata”.
Kristen Roupenian, Kociarz, przeł. Magdalena Sommer, MUZA SA, Warszawa 2019, s. 320