Facebook przypomina użytkownikom wydarzenia sprzed kilku lat, zachęcając: „Mamy nadzieję, że powrót do tego posta sprawi ci radość”. Problem w tym, że obok wpisów przyjemnych portal czasem odświeża również te niewesołe. Zderzenie fałszywego facebookowego optymizmu z poważnym tematem bywa komiczne, ale to śmiech przepełniony goryczą. Podobne odczucia towarzyszą lekturze wyboru satyrycznych pasków Jana Kozy, w większości znanych z łamów POLITYKI. „Złota kolekcja” jest bardzo zabawna, a zarazem wyjątkowo smutna. Także dlatego, że choć od premiery części rysunków (podzielonych tematycznie na cztery rozdziały: Polska, wybory, władza oraz czas) minęło już kilka ładnych lat, wciąż są nieznośnie aktualne. Mamy tych samych polityków, te same problemy, ten sam smog i życiowy rozgardiasz.
Koza stara się unikać doraźności swojej satyry. Nawet gdy reaguje na bieżące wydarzenia, to przy okazji konsekwentnie szkicuje zbiorowy portret Polek i Polaków. Oczywiście celowo przerysowany, pokraczny, wyjątkowo złośliwy, lecz niestety również bardzo celny. Jesteśmy – przynajmniej w oczach Jana Kozy – upartymi hipokrytami, uznajemy wyłącznie własne racje, wszędzie wietrzymy spiski, więc na wszelki wypadek odgradzamy się od świata i innych ludzi – choćby plażowym parawanem – co nie przeszkadza nam narzekać na wszystko i wszystkich. Bohaterowie rysunków Kozy żyją na emocjonalnym wulkanie: wystarczy drobny impuls, by zaczęli kipieć gniewem i pluć jadem. Jednemu z nich „tak zmarzły nogi, że znienawidził tę Polskę”. Właściwie po co szukać innych powodów?
Jan Koza, Złota kolekcja. Tom 1, Kultura Gniewu, Warszawa 2019, s. 96