Pisanie powieści o takich postaciach jak Osiecka i Giedroyc jest trudne. Z jednej strony temat wydaje się atrakcyjny – nieznany romans, fascynacja między Redaktorem a młodziutką autorką wierszy i piosenek z STS-u. Agnieszka Osiecka zostawiła mnóstwo notatek i nawet w zapiskach na marginesie kalendarza była błyskotliwa i dowcipna. Materiał był, ale najtrudniejszym zadaniem było nie zepsuć tej opowieści banałem i kiczem, nie narysować ich portretów zbyt grubą kreską. Po ostatniej książce Gretkowskiej „Na linii świata” można było mieć złe przeczucia. Jednak trzeba przyznać, że pisarka obeszła się ze swoimi bohaterami delikatnie. I z Agnieszką, która miała taki urok, że kochali ją wszyscy. I ze starszym od niej o 30 lat samotnikiem. Gretkowska na szczęście nie napisała romansidła. To jest opowieść o czymś innym: o tych, którzy z tamtej Polski wyrywali się na Zachód. O wyborach, zawsze dramatycznych – zostać na Zachodzie czy wrócić. W tle jest i Miłosz, i Hłasko (późniejszy emigrant). Agnieszka była jedną z tych postaci, która ze swoją swobodą i czarem pasowała do Zachodu, ale jednocześnie tylko w Warszawie i tylko w tym języku mogła mieszkać. Nie jest to jednak książka do końca udana – rażą poetyckości (jak o poetce to poetycko) czy skłonność Gretkowskiej do budowania metafor polskości i rozmaitych skrótów myślowych. Jednak najważniejsze się udało: przywołała te postaci w taki sposób, że czytelnik chciałby z nimi pobyć dłużej.
Manuela Gretkowska, Poetka i książę, Znak Literanova, Kraków 2018, s. 302