André Aciman nie chciał wyrażać swojej opinii, gdy Luca Guadagnino opowiadał mu o pracy nad filmową adaptacją jego powieści „Tamte dni, tamte noce”. Choć w „Vanity Fair” wspominał teraz, że zabolało go, gdy usłyszał, że offowy romans (obecny w polskich kinach i nominowany do Oscara) ma zawierać długie zbliżenie na zapłakaną twarz narratora jego powieści – Elio. Gotowy film Guadagnino Aciman przyjął już dobrze, choć jego książka jest mądrzejsza, bardziej wnikliwa i sensualna.
Elio, 17-latek, musi oddać pokój w letnim domu we Włoszech Oliverowi, 24-letniemu asystentowi naukowemu ojca. Mają sześć tygodni, które mogą spędzić razem, jeżdżąc na rowerach, opalając się, paląc papierosy i siedząc w basenie. Zaczynają ze sobą sypiać (nawet ojciec Elio, który podejrzewa, co się dzieje, nie ma z ich relacją problemu). Pisarz, którego recenzentka „New Yorkera” nazwała językoznawcą pożądania, koncentruje się na uważnym kontrolowaniu stopniowych zmian sposobu opisu, tak by oddawały najpierw tylko myśli Elio, któremu brakuje doświadczenia, a potem jego młodzieńcze emocje. Ważnym elementem książki jest też możliwa bliskość dwóch podobnych do siebie ludzi, bo Elio i Oliver mają żydowskie korzenie. Ale Aciman, amerykański pisarz, który urodził się w Egipcie, w rodzinie sefardyjskich Żydów, nie nawiązuje bezpośrednio do wielojęzyczności swojego domu opisanej w powieści „Wyjście z Egiptu”. U niego mówiło się po francusku, włosku, arabsku, grecku i w ladino, ale i tutaj języki: włoski, francuski i angielski, się mieszają, a to dlatego, że bohaterowie zamieszkują wielojęzyczny świat kultury.
André Aciman, Tamte dni, tamte noce, przeł. Tomasz Bieroń, Wydawnictwo Poradnia K, Warszawa 2018, s. 331