Maria, bohaterka powieści Sylwii Kubryńskiej, mówi: „30 sekund – tyle trwała nadzieja na miłość. Od tamtej pory wszystko tylko bolało”. Te 30 sekund to pierwszy nastoletni seks, przekłuta bańka ze złudzeniami. „To już?” – pyta, czując jedynie wstręt do siebie i chłopca.
Maria bezsilnie miota się między dzieciństwem a kobiecością. Stara się ocalić dziewczęce marzenie, by nie być postrzegana tylko przez pryzmat ciała, ale kapituluje, bo całe otoczenie wpycha ją w cielesność: pijany ojciec sadzający ją na kolanach pijanych kolegów, obleśny sąsiad, który czai się na klatce, żeby ją obmacać, ksiądz, który komunijną spowiedź zmienia w psychiczny gwałt, wreszcie zaborczy, autorytarny chłopak. Dlaczego Maria nie walczy o siebie? Dlaczego miłość staje się dla niej opresją? Bo panicznie boi się odrzucenia.
Kubryńska w przenikliwy i przekonujący sposób pokazuje, jakie są efekty tzw. tradycyjnego wychowania dziewczynek, których nie uczy się asertywności i mówienia „nie”, bo mogłyby komuś zrobić przykrość. Muszą zrobić wszystko, byleby je ktoś kochał, a jeśli nie kocha, powinny postarać się bardziej. Pokonujemy z Marią kolejne kręgi polskiego piekła kobiet, w którym dziewczęca wrażliwość zderza się z zimną, twardą rzeczywistością prawną i społeczną, gdzie „w walce z życiem kobiety wygrywa plemnik”, a „nieistniejące dzieci decydują o życiu żywych”; gdzie kobieca seksualność jest źródłem lęków i frustracji. „30 sekund” doskonale pokazuje, skąd wzięła się furia Czarnego Protestu. Ale nie jest to bynajmniej publicystyczna czytanka. To świetna powieść, pisana mocnym, pełnym pasji językiem, z pełnokrwistymi bohaterami i przewrotnym nawiązaniem do „Mistrza i Małgorzaty” w genderowej odsłonie.
Sylwia Kubryńska, 30 sekund, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2017, s. 352