Zrodzona ze straty kogoś bliskiego, a może nawet siebie, bo kiedy odchodzi ktoś, kogo kochamy, to umiera również fragment nas. Śmierć i to, co po niej zostaje, to motyw przewodni książki. Pociągnięty zresztą do ekstremum, bo obok projektu prawda Mariusz Szczygieł stworzył również projekt zmartwychwstanie. A raczej wskrzeszenie. Do środka swojej książki wkleja młodzieńczą powieść Stanisława Stanucha. Człowieka, o którym sam pisze, że miał być polskim Beckettem. Jakby tego nie napisał, to pewnie byśmy nie wiedzieli, bo historia literatury na Stanucha wydała wyrok ostateczny. Przepadł w zbiorowej mogile świetnie zapowiadających się autorów. Szczygieł powieść Stanucha wydał w swojej książce, zmuszając nas do jej przeczytania.
Pytanie o przetrwanie wpływa wręcz na formę książki. Krótkie opowiadania, a może raczej scenki, z których się składa, najczęściej mają formę dialogu. Autor zapisuje w nich swoje życie. Zostawia ślad. Wśród dziennikarzy mówi się, że w kraju, w którym żyje 37 mln ludzi, jest co najmniej 37 mln tematów. Mariusz Szczygieł poszedł na spotkanie z 37 mln prawd. Ostatecznie opowiada nam 54. Przepytuje kasjerki, podsłuchuje podróżnych, zadaje pytania filozofom. I trzeba przyznać, że ma niezwykły dar wyzwalania w ludziach jakichś prawd. Nawet moja ośmioletnia córka po zobaczeniu, co czytam, wygłosiła swoją: „Książka o prawdzie powinna mieć jedną stronę. Prawda jest prawdziwa. Prawdy nigdy nie da się okłamać”. Niech to będzie 55. prawda.
Mariusz Szczygieł, Projekt: Prawda, wydawnictwo Dowody na Istnienie, Warszawa 2016, s. 355