Nieznośna lekkość trzeźwienia
Recenzja książki: Robert Ziębiński, „Wspaniałe życie”
W jednej z książek Jerzy Pilch pisał, że nie ma czegoś takiego jak filozofia picia, jest jedynie technika picia. Parafrazując to stwierdzenie, można zauważyć, że nie ma filozofii trzeźwienia, jest jedynie jego praktyka. Czasami bardzo specyficzna, jak w przypadku głównego bohatera, a zarazem narratora powieści Roberta Ziębińskiego. Właściwie pierwszą część „Wspaniałego życia” (zatytułowaną „Bad trip”), która ukazuje upadek bohatera i składa się z ciągu alkoholowo-narkotykowo-seksualnych anegdotek, można pominąć milczeniem. To, co najciekawsze w książce Ziębińskiego, znajduje się w drugiej, obszernej części. Po tym jak bohater sięgnął dna, stracił pracę, kobietę i omal się nie zapił na śmierć, postanawia walczyć z chorobą alkoholową. Część druga przedstawia zmagania o wytrzeźwienie i stanowi przede wszystkim zapis nudy i pustki. W wyeksponowaniu we „Wspaniałym życiu” tego akurat wątku jest paradoksalna prawda – jeśli chorobę alkoholową uznać za czas ekscesu i szaleństwa, to trzeźwienie powinno polegać na ponownym osadzeniu się w trywialnej codzienności. W rozlewającym się ostatnimi czasy coraz szerzej nurcie prozy alkoholowej Ziębiński znalazł miejsce osobne, unikając w opisie znojnego procesu trzeźwienia nadmiernego patosu. Bo wychodzenie z nałogu to bez wątpienia „pot, krew i łzy”, ale również spory ładunek absurdu i groteski. Wystarczy to sobie uświadomić, aby zacząć się śmiać. A śmiech ma przecież oczyszczającą moc.
Robert Ziębiński, Wspaniałe życie, W.A.B., Warszawa 2016, s. 342