Sentencja, że świat się zmienia, przez lata były chętnie stosowanym, choć pustym, ozdobnikiem w przemowach polityków. Europa nawet w cieniu zimnej wojny była syta i spokojna jak nigdy wcześniej. Po upadku Związku Radzieckiego wydawało się, że świat się może zmieniać już tylko na lepsze. Taki świat się nam podobał. Rozumieliśmy go. Ten, który opisuje Wojciech Jagielski, nie jest już taki łatwy do zrozumienia. Jego bohaterowie są trochę jak z innej planety. Trudno ich motywacje i czyny tłumaczyć racjonalnym szablonem, który Europejczykom wydaje się wzorcem myślenia. Wzorcem, który bez sukcesu próbowali wyeksportować do Iraku czy do Afganistanu. Dziś granice Europy szturmują ludzie z innym wzorcem. I o nich jest ta książka. Przy okazji trochę też również o nas.
Wielką zaletą jest jej oszczędność. Nie tylko w stylu, ale też w przekazie. Jagielski nie próbuje narzucać swojego zdania. Opisuje. Nie wychodzi poza swojego bohatera, choć spokojnie mógłby. Przecież wojnę w Czeczenii widział na własne oczy. Widział dużo więcej niż główna bohaterka. Trupów, które wtedy oglądał, nie ma jednak w tej książce. To byłoby nieprofesjonalne. Nie fair w stosunku do bohaterki. Nie fair w stosunku do czytelnika. Każdy musi sam odnaleźć się w tej opowieści. Niektórych może to rozczarować. Jagielski opisał śmierć świata Lary – czeczeńskiej aktorki. Śmierć dosłowną, bo traci niemal całą rodzinę. Ale i symboliczną. Umierają zwyczaje i tradycje, które ją ukształtowały. Z czasem okaże się, czy śmierć jednego świata – tego z Doliny Pankisi – nie oznacza zagłady innego, na przykład naszego. Ale ten fragment dopisze już życie.
Wojciech Jagielski, Wszystkie wojny Lary, Znak, Kraków 2015, s. 240