Książki

Uroki popliteratury

Recenzja książki: Andrzej Saramonowicz, „Chłopcy”

materiały prasowe
Najważniejsze, że dobrze się czyta – w pierwszym rzędzie chodzi tu przecież o lekturę dla przyjemności.

Bohaterów jest dwóch: 40-letni neurochirurg Jakub Solański i jego 11-letni syn Mateusz. Syn, jak to bywa w tym wieku, przeżywa swoje pierwsze miłosne zauroczenia, ale jego największym problemem jest ojciec, świeży rozwodnik. Mateusz dowiaduje się od koleżanek i kolegów z klasy, że Solański senior to seksmaszyna regularnie zaspokajająca potrzeby ich matek. Romantyzm młodego zderza się z wyuzdaniem starego – taka jest oś fabularna powieści znanego scenarzysty i reżysera Andrzeja Saramonowicza „Chłopcy”. Przeżywający kryzys wieku średniego swinger najwyraźniej cierpi na seksoholizm, co blokuje empatię w stosunku do syna, ten zaś zaczyna traktować ojca jako antywzorzec. Arcypoważny problem psychologiczny z powodzeniem nadawałby się na osnowę refleksyjnego dramatu, tu jednak występuje w konwencji komedii erotycznej, której – jak wiadomo – Saramonowicz jest mistrzem. Czytając „Chłopców”, nie da się zapomnieć jego filmowych „Lejdis” i „Testosteronu”. I tu, i tam mamy podobne środowiska społeczne, bohaterowie wykazują tę samą skłonność do seksualnego hedonizmu i do częstego używania bluzgów. Wszelako w „Chłopcach” dokonuje się znamienne przełamanie konwencji. Zabawne bon moty szóstoklasistów wraz z lawinami humoru sytuacyjnego niepostrzeżenie przechodzą w splot całkiem niekomediowych wątków. Najważniejsze, że dobrze się czyta – w pierwszym rzędzie chodzi tu przecież o lekturę dla przyjemności.

Andrzej Saramonowicz, Chłopcy, Wielka Litera, Warszawa 2015, s. 302

Książka do kupienia w sklepie internetowym POLITYKI.

Polityka 21.2015 (3010) z dnia 19.05.2015; Afisz. Premiery; s. 84
Oryginalny tytuł tekstu: "Uroki popliteratury"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama