Była Szwedką, która w pierwszych latach XX w. prowadziła bardzo dochodowy burdel w kolonii portugalskiej (dzisiejszy Mozambik), w Lourenço Marques (obecnie Maputo, miasto dobrze znane autorowi). Płaciła gigantyczne podatki, czego ślady zachowały się w archiwum. „Ta kobieta naprawdę kiedyś była” – zapewnia Henning Mankell w posłowiu. We „Wspomnieniach brudnego anioła” ciekawsze jest jednak to, czego na pewno nie wiemy. Po pierwsze: skąd się wzięła w Afryce? Opowieść zaczyna się w Szwecji, w górskiej dolinie, gdzie bohaterka, która niebawem skończy 18 lat, mieszka z matką i rodzeństwem, cierpiąc biedę, a teraz, kiedy po sezonie suszy zbliża się nieuchronnie sroga zima, pewnie i głód. Matka postanawia wyekspediować córkę do miasta, do dalekich krewnych, nie mając nawet pewności, czy jeszcze żyją. Gdy dziewczyna próbuje protestować, przedstawia jej argument nie do zbicia – w rodzinnym domu nigdy nic dobrego cię nie spotka. Córka wsiada na sanie wędrującego kupca, rozpoczynając długą podróż, która zakończy się w Afryce, gdzie dotrze zatrudniona na statku jako kucharka. W czasie rejsu przeżyje najradośniejsze chwile w swym dotychczasowym życiu, ale na ląd zejdzie, a właściwie ucieknie, po pierwszym traumatycznym przejściu. Następne przed nią.
Mankell, opisując zmyślone przeżycia swej bohaterki w Afryce, jednocześnie przedstawia realistycznie obraz kolonialnego, nieludzkiego porządku zaprowadzonego przez Portugalczyków. Szwedka będzie się przeciw temu buntować, czym narazi się białym, ale też nie do końca zostanie zrozumiana przez tubylców. Może przynajmniej w kilku przypadkach nie wypada to literacko przekonująco, niemniej trudno odmówić Mankellowi, któremu Afryka jest bliska, dobrych intencji. Przede wszystkim zaś pisarz udowadnia, że nie brakuje mu tematów na „normalne” powieści po pożegnaniu z Wallanderem.
Henning Mankell, Wspomnienia brudnego anioła, przeł. Ewa Wojciechowska, Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2014, s. 382