Oprócz szumnych obchodów oraz największego od lat kryzysu politycznego 25 rok wolności przyniósł również 17 książkę w dorobku uznanego prozaika Tomasza Piątka. I fabułę „Magdaleny” pisarz osadza właśnie w momencie przełomu 1989 r. Polemizuje przy tym z obrazem transformacji ustrojowej, która po „Psach” Pasikowskiego ma u nas mimikę Franza Maurera i połysk mercedesa 250D. Piątek opisuje świat chałupniczych kantorów, hoteli pełnych karaluchów czy wódki, której wypicie grozi ślepotą. Postkomunistyczna rzeczywistość w najbardziej prymitywny sposób przepoczwarzająca się na zachodnią modłę – tak wygląda wolna Polska widziana oczami głównego bohatera powieści Rafała, powracającego do Polski po 10 latach spędzonych we Francji. Przed wyjazdem działał w podziemiu. Na emigracji – terminował u polskiego barda Kaczmara, tworzącego podniosłe, patriotyczne pieśni. Ominął go zatem stan wojenny, rozkwit Solidarności czy agonia cenzury. Po wieloletniej nieobecności trudno mu się w tym wszystkim połapać. Poza tym, niczym bohater opowiadań Mrożka, Rafał zostaje wplątany w wir absurdalnych zdarzeń, których nie jest w stanie zrozumieć. Przy okazji napotyka na swej drodze galerię mniej lub bardziej skrzywionych postaci. Wreszcie, niczym Franz Maurer, w jednym z domów dziecka poznaje tytułową Magdalenę. Dziewczynę piękną i podobno zdolną, z której postanawia zrobić gwiazdę. W obskurnych i kiczowatych polskich warunkach wydaje się to możliwe.
Piątek nadaje swej opowieści wyraźne rysy absurdu i groteski, ujmując całość w mityczny cudzysłów. Bo czy polska wolność, o którą nieustannie wybuchają coraz bardziej niedorzeczne spory, nie jest w jakiejś mierze mityczna? Powieść, choć momentami zbyt wulgarna i przydługa, jest także cennym świadectwem minionego czasu, krzywym zwierciadłem, w którym warto się przejrzeć.
Tomasz Piątek, Magdalena, W.A.B., Warszawa 2014, s. 206