Mieszanina sentymentu i szacunku nie pozwala wywalić wszystkiego na śmietnik. Ale wstyd zamyka drzwi lepiej niż najmocniejszy zamek. Pauliny Wilk to jednak nie krępuje. Co rusz wynosi z tego pokoju jakiś zapomniany rekwizyt. Ciepły ptyś w szklanej butelce, telewizor Neptun 505, rower Wigry 3. Coś, co dziś funkcjonuje co najwyżej jako hasła z pustego słownika hipstera, u niej nabiera smaku, koloru. Czasem można odnieść wrażenie, że w jakiś tajemniczy sposób podglądała nasze własne zabawy i wybory: „Bo gdy bawiliśmy się w międzynarodowe wyścigi, każdy chciał być Stanami Zjednoczonymi, a Polską – nikt”. Na tym lukrowanym dzieciństwie Wilk się jednak nie zawiesza. Celnie rozszyfrowuje posłańców nowego świata, którzy jak zawsze w takich sytuacjach dali coś innego, niż obiecywali. Domofon, który obiecywał poczucie bezpieczeństwa, tak naprawdę sąsiadów zmienił we współlokatorów. Albo żaluzje. Wszyscy je zakładali. To miał być luksus. A została tylko samotność. Albo to krótkie zdanie: „A my nagle staliśmy się tym, co mogą nam kupić rodzice”. Gorsze są jednak te momenty, kiedy pogoń za utraconym czasem zderza się z czasem zastanym. Sentymentalizm ma tę słabość, że łatwo go pomylić z banałem. I są takie momenty w tej opowieści. Piłem tego ciepłego ptysia, który bardzo mi smakował. I wiem, że nie można się z tym smakiem konfrontować, bo stracę coś ważnego. Piękne wspomnienia. To nieprawda, że kiedyś było lepiej. Kiedyś było tylko inaczej.
Paulina Wilk, Znaki szczególne, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 249