Jak przyjąć informację o czyimś odejściu, gdy na co dzień prowadzi się umiarkowanie poukładane, przewidywalne życie? Jak na nowo zapanować nad rzeczywistością? Wypada płakać? „Umarł mi. Notatnik żałoby” niezupełnie przynosi odpowiedzi, to raczej prywatna próba oswojenia utraty. Żałoba jawi się jako doświadczenie niby jednostkowe, ale uniwersalne. A może odwrotnie: niby uniwersalne, a jednak osobiste, skazujące na samotność, zmuszające do dookreślenia w sprawach prozaicznych (pogrzeb świecki czy katolicki? urna skromna czy okazała?) i „metafizycznych”. To także konfrontacja z przeszłością i test teraźniejszości.
Ojciec Iwasiów wraca nie tyle we wspomnieniach, ile „przebitkach”: w echach frazy „kiedy byłem w Szwajcarii”. Wraca jako wytrawny słuchacz, powiernik, pierwszy idol i recenzent. W końcu jako tata, tatulek. To ćwiczenia z utraty obrane z patosu, pełne czułości. Jest w tym cała „garderoba uczuć” – od złości, przez dezorientację i wspomnienie szczęścia, po nieusuwalny żal. A jednocześnie gdzieś toczy się życie – nikt nie przerywa konferencji ani Euro 2012. Życie pogrywa ze śmiercią, ledwie ją zauważa, czasem z niej niefortunnie pokpiwa (jak w domu pogrzebowym, gdzie strzałka „Sala pożegnań” sąsiaduje ze strzałką „WC”). Notatnik Iwasiów, bardzo intymny i przejmujący, został spisany naprędce – autorka gromadzi wspomnienia pospiesznie, jakby w obawie, że wyblakną. Życie nie przygotowuje na śmierć – ta zawsze nastaje w czasie „przyszłym, niemożliwym”.
Inga Iwasiów, Umarł mi. Notatnik żałoby, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013, s. 128
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.