Pochwała badziewia
Recenzja książki: Andrzej Stasiuk, "Nie ma ekspresów przy żółtych drogach"
Ciągnie mnie. Robi się ciepło, dzień się wydłuża i zaraz mnie ciągnie. Na wschód” – zaczyna Stasiuk jeden ze swoich tekstów. Nowa książka to właśnie zbiór takich esejo-felietonów, które ukazały się wcześniej w polskiej i zagranicznej prasie, przede wszystkim we włoskim „L’Espresso”. To Stasiuk, którego dobrze znamy: podróżnik, wielbiciel prowincji, rozpadu (gdyby tak kiedyś napisał entuzjastycznie o Wenecji, to byłoby dopiero zaskoczenie), badziewia, które znajduje nawet w Ameryce (bardzo podobają mu się tandetne domki jednorodzinne na amerykańskiej prowincji). Stasiuk, co wiemy już choćby z „Dziennika prowadzonego później”, jest świetnym obserwatorem polskiego Kościoła. I tutaj również ciekawy jest jego wywód o tym, dlaczego za PRL Kościół był lepszy, o tym, że reprezentowali go wtedy proboszczowie i księża, a nie – jak dziś – biskupi. Po wybitnym „Grochowie” dostajemy zbiór tekstów o lżejszej wadze. Czasem mamy wrażenie, że wielokrotnie podobne teksty Stasiuka czytaliśmy, ale te dla wielu czytelników mogą być dobrym wprowadzeniem w jego świat.
Andrzej Stasiuk, Nie ma ekspresów przy żółtych drogach, Czarne, Wołowiec 2013, s. 118
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.