Wieś jako temat literacki stałaby się z pewnością domeną archiwistów buszujących wśród zakurzonych półek, gdyby nie Andrzej Muszyński (rocznik 1984), który w opowiadaniach z tomu „Miedza” dokonał nie lada wyczynu. Przebojem dołączył do mistrzowskiej trójcy autorów reprezentujących tzw. nurt chłopski. Edward Redliński, Marian Pilot i Wiesław Myśliwski opisywali przemiany obyczajowe polskiej wsi.
Żywe, pełnokrwiste, zawadiackie opowiadania Muszyńskiego ocalają pamięć o wsi – tej prawdziwej, mówiącej gwarą, wyznającej twarde zasady. „Miedza” jednak to nie cepeliada. Bywa tu, co prawda, lirycznie, ale piękno języka, którym Muszyński wywija jak mało kto, służy przede wszystkim opisowi rozpadu. Bo wieś niknie w oczach, traci charakter pod warstwami asfaltu, pod kostką Bauma, pod dachem z satelitarnych anten. Od czasu do czasu potrafi, na szczęście, jeszcze wierzgnąć. I ustami najstarszych mieszkańców snuć opowieści. Historii tych wysłuchuje narrator opowiadań Muszyńskiego, wracający po latach z miasta do rodzinnej wsi z jasnym planem: „Zaparkować pod Żabką, zaciągnąć ręczny, wyjść na środek martwej ulicy i krzyknąć: – Ludzie, obudźcie się, wyłaźcie z domów, uciekajcie, bo tę wieś otoczyła śmierć! I zabrała wszystkie opowieści!”. Na szczęście nie wszystkie – sporo ocalił Muszyński, autor dysponujący wyostrzonym słuchem i nie byle jakim piórem, ale też przybysz znikąd, mający na koncie jedynie reporterski debiut. Literatura lubi takie mocne wejścia.
Andrzej Muszyński, Miedza, Czarne, Wołowiec 2013, s. 136
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.