Drobne cwaniaczki z zakonu Hemingwaya
Recenzja książki: Eustachy Rylski, "Obok Julii"
Powieść zaczyna się bardzo obiecująco. Mamy upalne lato 1963 r., bohater Jan, zwany Hrabią, pracuje w bazie samochodowej (jak Hłasko czy sam Rylski). Jest kierowcą, ale przede wszystkim pięknym młodym chłopakiem, nastawionym na doznawanie przyjemności w każdych okolicznościach. Ten plan realizuje przez całe życie, bo „męskość to jest przyjemność”. Z czasem (towarzyszymy mu do starości) okazuje się, że kolekcjoner doznań zostaje z niczym. Przyjemności się wyczerpują. W młodości należał do zakonu Hemingwaya – razem z kolegami żyli niebezpiecznie, szukali przygód, co w praktyce oznaczało, że kradli i usuwali niewygodnych ludzi na rozkaz kapitana z SB. Jest jeszcze Julia, dawna nauczycielka Jana, z którą łączyła go skomplikowana relacja. Jan jest mścicielem, ale obdarzonym również świadomością tragiczną: „W pięknie, którym tak się cieszę, jest coś diabelskiego, że być może istnieje ono po to, by znieczulić nas na ból związany z okrucieństwem egzystencji”. Tylko on z całego zakonu nie ponosi konsekwencji swoich czynów. A są one coraz bardziej fantastyczne. I tu zaczyna się problem. Warstwa fabularna komplikuje się wręcz kuriozalnie i staje się zupełnie nieprawdopodobna. Zwłaszcza gdy na scenę wkracza mafia rosyjska i Czerwone Brygady. Podobnie traci wiarygodność bohater, drobny cwaniaczek – cytuje Iwaszkiewicza i snuje teorię „trzeciej” sprawiedliwości, jest jej ramieniem, bo zabija tylko tych, którzy na to zasłużyli. W rezultacie okazuje się parodią bohatera hemingwayowskiego.
Nawet jeśli miała to być rozprawa z literackimi wzorcami, to udała się połowicznie. Piękne zdania (Rylski jest doskonałym stylistą) i udane zmysłowe opisy, jakich nie było w poprzednich książkach – giną w pseudosensacyjnej fabule. Na książkę na miarę „Warunku” czy „Stankiewicza”, jak widać, czytelnicy jeszcze muszą poczekać.
Eustachy Rylski, Obok Julii, Wielka Litera, Warszawa 2013, s. 385
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.