W „Sodomie i Gomorze” splatają się losy Johna Grady’ego Cole’a i Billy’ego Parhama, bohaterów (odpowiednio) pierwszego i drugiego tomu trylogii. Akcja rozgrywa się już po drugiej wojnie światowej. Jesteśmy świadkami zmierzchu świata kowbojów i dojrzewania Cole’a, mistrza układania koni. Cole zakochuje się w 16-letniej prostytutce Magdalenie. Pragnie się ożenić i robi wszystko, by to osiągnąć. Przyjaciel próbuje powstrzymać go przed szaleństwem i nieuniknioną zemstą alfonsa.
Twórczość McCarthy’ego przywodzi na myśl dzieło Williama Faulknera. Nie dlatego, że jego pierwszym redaktorem był Albert Erskine, który wcześniej zajmował się prozą autora „Wściekłości i wrzasku”, nie z powodu stylu czy biblijnych aluzji. Obydwaj ci wielcy amerykańscy pisarze wykreowali oryginalny, samowystarczalny kosmos. Tym, czym dla Faulknera było Południe i mityczna Yoknapatawpha, dla McCarthy’ego stało się pogranicze USA i Meksyku. Magia książek McCarthy’ego polega na tym, że od razu trafiamy do przestrzeni, której nie można pomylić z żadną inną. To twardy, męski, okrutny świat, w którym próżno szukać pocieszenia. Harmonizuje z nim styl: ascetyczny, chropowaty, hipnotyczny. Ten minimalizm owocuje językiem nierzadko poetyckim, bardzo filmowym.
„Sodoma i Gomora” na tle innych powieści amerykańskiego pisarza wyróżnia się tym, że choć nie pozostawia złudzeń co do natury rzeczywistości, opiewa przyjaźń i miłość. Opiewa też samą opowieść, bo to jedyne – twierdzi McCarthy – co po nas zostaje.
Cormac McCarthy, Sodoma i Gomora, przeł. Maciej Świerkocki, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, s. 440
Książka do kupienia w sklepie internetowym Polityki.