Niepiękne miasto
Recenzja książki: Bartosz Jastrzębski, Jędrzej Morawiecki, „Krasnojarsk zero”
Swój stosunek do Rosji wyraził Jędrzej Morawiecki jeszcze jako student slawistyki, gdy w artykule „Turpizm magiczny” (1998 r.) opisał niesprawiedliwą stygmatyzację tego kraju w polskich mediach. Od tego czasu konsekwentnie stara się opowiadać o naszym sąsiedzie, stroniąc od całej masy krzywdzących, choć nośnych medialnie, stereotypów. Tak było w jego reportażach „Łuskanie światła” (2010 r.), tak jest i teraz: w napisanej wraz z Bartoszem Jastrzębskim książce „Krasnojarsk zero”.
Punktem wyjścia jest podróż do tytułowego miasta; obskurnego blokowiska zamieszkanego przez niemal milion osób. Jednak opowieść o robotniczej metropolii, która u nas kojarzona jest niezmiennie z syberyjskimi zsyłkami, niewiele ma wspólnego z typową narracją o morzu wódki i poradzieckich sierotach. Nie jest kolejnym chwytliwym reportażem o ogromnej biedzie, tak charakterystycznej przecież dla postsowieckiego krajobrazu. Autorzy starają się stworzyć raczej historyczny i społeczny portret miasta nad Jenisejem, aby na jego podstawie pokazać niezliczone paradoksy rosyjskiej federacji. Reportażystów interesuje chociażby to, w jaki sposób po tylu latach komunizmu przetrwała tam potrzeba wiary i jak owa religijność współistnieje z równie mocną w Rosji pozycją nauki.
„Krasnojarsk zero” w swej formie wychodzącej poza sztywne ramy reportażu (to również socjologiczny esej, traktat filozoficzny, historyczny szkic) stanowi przeciwwagę dla mrożących krew w żyłach opowieści przywiezionych z Syberii przez innych reportażystów. Zresztą co jakiś czas przewija się tutaj postać dziennikarza przyjaźniącego się z autochtonami wyłącznie po to, aby stworzyć interesujący materiał. Po powrocie do kraju zapomni o dawnych przyjaciołach, którzy dali mu schronienie, nakarmili, oprowadzili po mieście.