Zapiski niechlujnego czechofila
Mariusz Szczygieł jak mało kto potrafi pisać o naszych południowych sąsiadach, co potwierdził w ciepło przyjętym tak u nas, jak i za granicą tomie reportaży „Gottland” (2006). Najnowszy zbiór tekstów dziennikarza właściwie trudno jest już nazwać reportażami – to raczej rozpisane na nieomal trzysta stron wyznanie miłości do Czechów i ich kultury. Zawiera też swoisty pamiętnik, w którym autor zdaje relację z przygody intelektualnej, jaką stało się dla niego poznawanie Czech. Dodatkowo Szczygieł mnoży w „Zrób sobie raj” punkty widzenia, oddaje głos znanym personom i zwyczajnym ludziom, spotkanym przypadkowo w pociągu, przywołuje wydarzenia z historii i teraźniejszości, zajmuje się wyrafinowaną kulturą i codziennym, zwykłym życiem. Dlaczego? Bo – jak sądzę – nie chce występować w roli specjalisty, który wykłada „prawdę”, ale człowieka, który nieustannie się dziwi; albo jak sam to ujmuje – „niechlujnego czechofila”. Ci, którzy zachowali dar dziwienia się, potrafią niekiedy dostrzec więcej od innych. Przy tym miłość Szczygła nie jest ślepa, umie on spojrzeć na to, co dzieje się za naszą południową granicą, trzeźwym okiem.
Na pytanie, dlaczego uwielbia Czechów, odpowiada Szczygieł w sposób bardzo znamienny: „Bo to naród, który ma zupełnie inne wady”. Z opisów tych wad uczynił motyw przewodni scalający książkę. Próbuje dociec, dlaczego Czesi nie chcą mieć nic wspólnego z Bogiem i Kościołem (to jedna z najbardziej ateistycznych nacji w Europie), czemu nieodmiennie zamiast heroizmu i tragizmu wybierają śmiech i ironię, co spowodowało, że tak ważne w ich życiu jest nastawienie pragmatyczne, z jakiego powodu za wszelką cenę uciekają przed cierpieniem. Choć może z drugiej strony wcale nie idzie w tym przypadku o wady, lecz jedynie o odmienność? Może rzecz całą dałoby się sprowadzić do pytania, dlaczego na pozór tak bliscy nam Czesi są od nas tak bardzo mentalnie różni? Szczygieł stara się odpowiadać na nie zarówno jako reportażysta, jak i Polak.
Robert Ostaszewski