Szlemiel to biały buldog. Mieszkał z Joasią i rodzicami w Alejach, dopóki nie wybuchła wojna. Mama Joasi była znaną aktorką, tata wziętym lekarzem. Kiedy na ulicach pojawili się Niemcy (i ich psy), musieli przenieść się do dziadka, a potem razem za mur, do getta. Już bez Szlemiela, który zamieszkał po aryjskiej stronie, gdzie dołączyła do niego po jakimś czasie Joasia. Szlemiel poznał nowe słowa, których wcześniej nie używano w tym domu: Żydzi, getto, mur. Poznał też nowe zapachy: nędzy, strachu i złych ludzi. Czytając tę historię, myślimy też o zwierzętach w czasie okupacji – co się z nimi działo?
Opowieść Ryszarda Marka Grońskiego „Szlemiel” przypomina okupacyjne, żydowskie historie, które znamy, mówiące o sytuacji bez wyjścia, o przypadku, od którego zależy ocalenie lub śmierć. Ale zabieg, który stosuje Groński – wszystko obserwujemy wyłupiastymi oczami buldoga – sprawia, że widzimy wszystko jakby po raz pierwszy, z perspektywy kogoś niewiele rozumiejącego, niemal kosmity. Na nowo uczestniczymy w tragedii, bo ta historia chwyta za gardło, chociaż jest bardzo chłodno i rzeczowo opowiedziana i ciekawie zilustrowana. Docenią ją jednak przede wszystkim dorośli i starsze, już przygotowane do tematu, dzieci, a to dlatego, że nie przynosi łatwego happy endu. Bardzo byśmy chcieli, żeby wszystko skończyło się dobrze, ale łatwe wzruszenia oddalają nas przecież od prawdy o tamtym czasie.
Grońskiemu udało się opowiedzieć pięknie wcale nie baśń, ale historię, która brzmi niezwykle prawdziwie.
Ryszard Marek Groński, Szlemiel, ilustracje Krzysztof Figielski, Nowy Świat, Warszawa 2010, s. 98