Narodowy komunizm rumuńskich conducător'ów
Recenzja książki: Vladimir Tismaneanu, "Stalinizm na każdą okazję"
Żaden inny reżim w Europie Wschodniej nie został obalony w wyniku krwawego powstania; w żadnym innym kraju regionu władze nie zdecydowały się też otworzyć ognia do antykomunistycznych demonstrantów. Z czego wzięła się owa odmienność rumuńskiego zrywania z totalitaryzmem? I dlaczego mimo pokazowego radykalizmu i pompatycznej retoryki antytotalitarnej rewolucjonistów, to właśnie w Rumunii spuścizna komunistyczna jest najtrwalej zakorzeniona?
Aby odpowiedzieć na te pytania, rumuński politolog Vladimir Tismaneanu kreśli historię komunizmu w swoim kraju. Opierając się na nieznanych archiwach partii – które po 1989 r. znalazły się w ręku… armii – pokazuje kulisy sytemu opartego nie tylko na terrorze, manii prześladowczej i żądzy władzy, ale też na populistycznym manipulowaniu nastrojami nacjonalistycznymi. Specyfiką bowiem rumuńskich komunistów ma być fakt, że choć sięgnęli po władzę w imieniu (i przy wsparciu) zewnętrznego mocarstwa, to z czasem zaczęli sugerować, że chcą wyswobodzić się od chlebodawców. Właśnie to miało legitymizować ich rządy zarówno w oczach rodaków, jak wolnego świata.
Symbolem monarchistycznych aspiracji niech będzie chociażby to, że „sternik narodowego przeznaczenia” od 1974 r. podczas oficjalnych uroczystości często pokazywał się ze… specjalnym prezydenckim berłem w ręku. Równocześnie wszelką krytykę ksenofobii wódz uznawał za „perfidną antyrumuńską propagandę” (chodziło m.in. o jego politykę wobec mniejszości węgierskiej).
Tismaneanu analizuje więc dzieje poddaństwa Bukaresztu wobec Moskwy, a następnie oporu wobec jej dyktatu, zapoczątkowanego słynną Deklaracja Rumuńskiej Partii Robotniczej z 1964 r., którą Bukareszt rzucił wyzwanie Chruszczowowi, próbującemu ograniczyć niezależność gospodarczą Rumunii. Podkreśla, że zasłużenie ponury wizerunek Nicolae Ceausescu jako najpilniejszego ucznia Stalina przesłonił dziś pamięć o tym, że przez kilka dziesięcioleci rumuńska polityka zagraniczna cieszyła się szacunkiem wielu zachodnich dyplomatów i ekspertów. Za znak odrębności uznali oni zwłaszcza fakt, że Rumunia była pierwszym krajem bloku wschodniego, który gościł prezydenta Stanów Zjednoczonych (Richarda Nixona w 1969 r. Szkoda tylko, że nie pamiętali o groźbach Bukaresztu wobec walczącej z systemem Polski…
Naturalnie opisy tyleż perfidnych, co skomplikowanych intryg w łonie partyjnego aparatu dla zwykłego czytelnika mogą wydawać się nużące. Lecz i one – a zwłaszcza używane argumentacja i metody używane do zwalczania przeciwników – pokazują istotę narodowego komunizmu. Tej szczególnie perfidnej wersji totalizmu.
Vladimir Tismaneanu, Stalinizm na każdą okazję. Polityczna historia rumuńskiego komunizmu, Universitas, Kraków 2010, s. 402