Książki

Nocnik w salonie

„Nocnik” Żuławskiego, czyli kupa w salonie

Pal licho „Esterkę”! W czambuł potępia Wajdę, za to, że zablokował w sobie dionizyjskość (tzn. homoseksualizm).

Andrzej Żuławski postanowił przewietrzyć salon. Nie nasz warszawski, prowincjonalny, duszny, skundlony, choć to też, tylko światowy, elegancki, z Heideggerem, Dawkinsem, Rosją, II wojną światową i Hollywoodem.

W antydzienniku, nazwanym prowokacyjnie „Nocnikiem”, autor łączy pasję demaskatora intelektualnej hucpy z analizą urojonych wielkości i własnych klęsk poniesionych w życiu prywatnym. Każdy z tych wątków jest fascynujący, przedstawiony z ekshibicjonistyczną szczerością i niesamowitą stylistyczną brawurą, zanurzoną niekiedy w trudny do zniesienia bełkot. Obok błyskotliwych myśli sporo tu powtórzeń, narcystycznych samozachwytów, urwanych w połowie zdań. W tym dzienniku szaleńca (bo szaleństwo, wedle Żuławskiego, to talent) najwięcej jest jednak jadu, „swobodnego srania o wszystkim i na wszystko”. Kolegów po piórze autor nazywa przykładowo „zaperzonymi a smutnymi klaunami”. W czambuł potępia filmowców, w tym oczywiście Wajdę, za to, że zablokował w sobie dionizyjskość, tzn. homoseksualizm, i że sprzedaje w „Katyniu” (którego Żuławski nie obejrzał) śmierć własnego ojca.

Niestety, poza kupczeniem intymnością Żuławski sam niczego innego nie robi. Przeplatając erudycyjne połajanki na temat tłumaczeń m.in. dzienników Jüngera, lejtmotywem swego pisania czyni lament z powodu odejścia młodej kochanki (występującej pod pseudonimem Esterka). Nazywając ją „małą kurewką” oraz „ślicznym ścierwem”, użala się, że najlepsza jest w rozpinaniu rozporków. Co lubi autor? Niepoczytalność, która jego zdaniem staje się dokumentem rzetelności. Czym jest ta książka? Obrazoburczym samogwałtem, wytryskiem złości, pawiem rzuconym na autorytety ku uciesze gawiedzi. Sednem „Nocnika” ma być kupa – jak stwierdza sam autor.

Polityka 11.2010 (2747) z dnia 13.03.2010; Kultura; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Nocnik w salonie"
Reklama