Recenzja gry: „Liberated”
Opowieść o walce z Wielkim Bratem słyszeliśmy wielokrotnie, ale „Liberated” snuje ją zgrabnie, a cierpki, gorzkawy finisz zostaje w pamięci.
Opowieść o walce z Wielkim Bratem słyszeliśmy wielokrotnie, ale „Liberated” snuje ją zgrabnie, a cierpki, gorzkawy finisz zostaje w pamięci.
Całkiem zabawny i egzotyczny trip.
Manipulacje czasem bywają wielopiętrowe i złożone, i to one są solą tej gry.
Wszystko, jak zwykle, polega na precyzyjnym planowaniu.
Najprzyjemniejsza jest swoboda wędrówki daleko od ścieżek fabuły i nagły zachwyt widokiem zamglonych wzgórz ze szczytu klifu.
Ciekawy pomysł, niekiedy bardzo realistyczne kadry, choć tempo rozgrywki może znużyć amatorów szybkiej akcji.
Nastrojowe nowele drogi pisane przez Polaków z Different Tales czyta się – czy raczej współopowiada – jak interaktywne reportaże, w których trudno wskazać granicę między faktami a fikcją.
Musimy nauczyć się tolerować wzajemnie i współpracować – albo nigdy nie opuścimy Syberii.
Ta gra to klasyk i nadal ma w sobie to coś.
Jest coś w tej grze z elegancji i harmonii tańca.
Jedna z najpiękniejszych baśni w historii gatunku.
Aż trudno uwierzyć, że tak rozbudowaną grę przygodowo-eksploracyjną, nierzadko imponującą efektownymi sceneriami i oryginalnością wizji, stworzyły zaledwie dwie osoby – bracia Nic i Chris Bischoffowie.
Chwila nieuwagi, a nasz wojownik padnie pokonany przez najsłabszego z wrogów.
Kluczem do sukcesu są refleks i zręczność, gra jest wymagająca, a pod względem prezencji – cudo!
Przeciwnicy bywają twardzi, błędy brawury kosztowne.
W tym stylizowanym na magiczne średniowiecze świecie bohater – najmita i poszukiwacz skarbów – nie jest wszechmocnym herosem.
Są w tej grze szczególnie poruszające momenty, które zostaną w pamięci na dłużej.
To jednak produkt czeladnika, nie mistrza.
Od tego widowiska trudno się oderwać.
I choć „Koterie Nowego Jorku” nie dorównują słynnemu klasykowi rozmachem, są co najmniej równie dobrze napisane. Skromne – a mroczne!