Recenzja gry: „Might&Magic: Heroes VII”
Jest to gra w porywach co najwyżej poprawna.
Jest to gra w porywach co najwyżej poprawna.
Najważniejszym atutem gry jest przyjemność z jazdy.
Dla miłośników Geralta – gawęda obowiązkowa.
Rzetelny produkt, ale bez błysku.
Pełna wdzięku zabawa dla dzieci.
To od naszych decyzji, a także refleksu, zależy, kto z ośmiorga nieszczęśników przeżyje noc.
Kojima zrezygnował z epatowania pasywnymi, parafilmowymi epizodami, trwającymi w poprzednich grach nawet kilkadziesiąt minut. Skupił się na rozgrywce – i wyszło mu to świetnie.
Po obu grach widać mocno upływ czasu, ale fantazja japońskich grafików wciąż robi wrażenie.
Mozolna „zabawa” w zarządzanie życiem schronu.
Godna uwagi fabuła, wykorzystująca unikalne właściwości interaktywnego medium.
Dla miłośników tego uniwersum to atrakcja nie do przeoczenia.
Struktura otwartego świata pozwala na pełną przygód włóczęgę po obrzeżach fabuły, najlepiej Batmobilem, pełniącym tu ważną rolę.
Znakomite i nowatorskie formalnie, mimo, paradoksalnie, wykorzystania zarzuconej przez twórców gier dwie dekady temu techniki FMV (Full Motion Video).
To produkcja kameralna, ale z dużymi ambicjami.
Chwytam za przepustnicę i kieruję statek w stronę obcych słońc.
Błyskotliwie skonstruowane studium belgijskiego duetu, znów daje nam do myślenia.
Ekstremalny symulator przetrwania.
Nie wyrasta ponad średnią.
Fabuła jest przewidywalnym szablonem fantasy – tak mdłym, że aż wstyd streszczać.
Gra zrobiona przez weteranów złotej ery RPG.