Recenzja gry: „Ni no Kuni II: Revenant Kingdom”
Nikt poza Japończykami nie potrafi tworzyć takich gier – uroczo baśniowych, niemal landrynkowo słodkich, a mimo to zdolnych przemycić coś więcej, jak choćby gorzkie lekcje o śmierci i przemijaniu.
Nikt poza Japończykami nie potrafi tworzyć takich gier – uroczo baśniowych, niemal landrynkowo słodkich, a mimo to zdolnych przemycić coś więcej, jak choćby gorzkie lekcje o śmierci i przemijaniu.
Ogrom czekających na śmiałka wyzwań, ukrytych obszarów i skarbów.
Nastanie ery lodowcowej w XIX w. przyniosło kres ludzkości, niedobitki próbują przetrwać walkę z mrozem w ostatnim mieście na Ziemi.
Obfitość kultów i sekt w USA to niewyczerpane źródło inspiracji dla popkultury.
Syn Sparty, pogromca olimpijskich bogów Kratos powrócił po latach – niby znajomy, a jednak nie ten sam.
Gra przypomina płytę z folkowymi songami.
Warto przymknąć oko na techniczne niedociągnięcia i czasem zbyt pospieszne fastrygi, bo gra z nawiązką to rekompensuje.
To jeden z ciekawszych RTS-ów ostatnich lat.
Wygląda szpetnie, ale doszlifowane mechanizmy gry nie budzą zastrzeżeń. Koneser doceni.
Wymagająca, bardzo złożona i równie satysfakcjonująca gra.
Jedna z najpiękniejszych gier w historii.
Stary schemat fabularny w nowym sosie.
Przyjemność z interesująco zaprojektowanej rozgrywki odbierają niedociągnięcia techniczne, choć po paru łatkach może to być jedna z ciekawszych rodzimych gier.
Błyskotliwa gra łamigłówkowa.
Szybka, dynamiczna, solidna warsztatowo, bardzo widowiskowa, ale niewiele poza tym.
Grę stworzyły zaledwie trzy osoby. Polak potrafi.
Obmyślając architekturę twierdzy, można poczuć się jak Kościuszko projektujący West Point. Mózg górą!
Mimo licznych niedociągnięć gratka dla miłośników gatunku.
Siłą gry jest naturalne przechodzenie od pastiszu do powagi, od groteski do grozy.
Najlepsza gra z serii „Assassin’s Creed” od lat.