Recenzja filmu: „Sweat”, reż. Magnus von Horn
Gdzie przebiega granica wyobraźni i emocjonalnego kłamstwa?
Gdzie przebiega granica wyobraźni i emocjonalnego kłamstwa?
Równowaga między ciszą i świetnie opracowanymi efektami akustycznymi jest jednym z najważniejszych elementów budujących niepokojący klimat filmu.
„Magnezję” ogląda się niestety z narastającym poczuciem dezorientacji.
Lekcja historii zamieniona w intensywne, emocjonujące kino.
Tytuł filmu mówi wszystko, co trzeba wiedzieć: na ekranie starcie tytanów, pojedynek, w czasie którego trzęsą się góry, a drapacze chmur rozsypują niczym domki z kart.
Energia kontrkulturowej rewolucji co nieco osłabła, więc niektórzy mogą odebrać ten szyderczy atak na mieszczańską hipokryzję oraz religijne złudzenia jako wyważanie otwartych drzwi.
Niezły materiał wyjściowy na przyzwoity horror został zaprzepaszczony przez niezbyt udaną próbę wypełnienia filmu hitchcockowskimi motywami.
Już nieoczekiwany, choć w pełni zasłużony Oscar dla Anthony’ego Hopkinsa powinien być wystarczającą rekomendacją seansu.
Film pokazuje uporczywe dążenie do samowystarczalności w naprawianiu więzi z naturą, zmarłymi, duchami w estetyce subtelnego kina drogi.
Wbrew polskiemu tytułowi bohaterowie filmu mają na pożegnanie wystarczająco dużo czasu.
Zrealizowany z hollywoodzkim rozmachem dramat szpiegowski Oliviera Assayasa spełnia kryteria trzymającego w napięciu widowiska sensacyjnego, którego największym atutem nie jest wbrew pozorom dynamiczna akcja.
Połączenie naiwnej baśni z tandetnym horrorem.
Dokument głosami potomków ocalonych Indian przypomina, co się właściwie wydarzyło w Kanadzie na przestrzeni minionego stulecia.
Wiktoriańska Anglia przypomina tu baśniowy świat z filmów Terry’ego Gilliama.
Nazwisko Anthony’ego Hopkinsa elektryzuje, obiecując widowisko jeśli nie na miarę oscarowego „Ojca”, to przynajmniej warte poświęconego mu czasu.
Opowieść o umieraniu pozbawiona sentymentalizmu i goryczy.
Dla większości widzów „Gundala” będzie zaledwie ciekawostką, łatwą do przeoczenia w natłoku streamingowych premier.
Spór, jaki bohater toczy ze wszystkimi, którzy zamiast do obiecywanej wolności zmierzają w kierunku wygodnego konformizmu i samounicestwienia, daje do myślenia.
Poruszający przykład kina zaangażowanego politycznie wymierzającego potężny policzek opresyjnemu reżimowi przeciwko karze śmierci.
Nie jest to wbrew sugestii zawartej w tytule film poświęcony autorowi „Buszującego w zbożu”, tylko jego legendzie.