Genua. Włoskie lato
Recenzja filmu: "Genua. Włoskie lato", reż. Michael Winterbottom
Po Michaelu Winterbottomie („Cena odwagi”, „9 songs”, „Więzy miłości”) należałoby się spodziewać mocniejszego i bardziej wyrafinowanego melodramatu. Tymczasem „Genua. Włoskie lato” to w bogatej filmografii ambitnego Brytyjczyka pozycja niemal rozrywkowa, choć zawierająca typowe dla jego twórczości elementy egzystencjalnego niepokoju. Wakacyjny tytuł sugerujący miłą dla oka pocztówkę znad Morza Śródziemnego stanowi ironiczny kontrapunkt dla dość smutnej opowieści o dochodzeniu do psychicznej równowagi wykładowcy literatury (Colin Firth). Oraz niepokojach jego dwóch dorastających córek obwiniających się o spowodowanie wypadku samochodowego, w którym zginęła ich matka.
Film jest zrealizowany w charakterystyczny dla Winterbottoma sposób. Naturalne dialogi i podpatrzone sytuacje wyglądają na zaimprowizowane na planie. Kamera z ręki, niczym w telewizyjnym reportażu, śledzi poczynania bohaterów. Ich dramat staje się widoczny dopiero po pewnym czasie, gdy narzucona przez ojca dyscyplina rutynowych zachowań i gładkich słówek przestanie wszystkim wystarczać.