Jezus Chrystus Zbawiciel
Recenzja filmu: "Jezus Chrystus Zbawiciel", reż. Peter Geyer
Pełnometrażowy dokument Niemca Petera Geyera „Jezus Chrystus Zbawiciel” to na pozór tylko „techniczny” zapis słynnego happeningu Klausa Kinskiego z 20 listopada 1971 r. w berlińskiej Deutschlandhalle. Stojąc samotnie na pustej scenie naprzeciw blisko pięciotysięcznej, nieufnej widowni, aktor zamierzał wyrecytować przygotowany przez siebie tekst (pracował nad nim kilka lat) na temat sensu życia i nauki Mesjasza.
Już sama forma teatralnego kazania – rozpoczynającego się niczym list gończy od słów „Poszukiwany Jezus Chrystus” – zapowiadała niemałą prowokację. Nikt jednak nie przypuszczał, że zakończy się ona pyskówką z coraz mniej wyrozumiałą dla ekscentrycznego artysty publicznością i w konsekwencji zerwaniem spektaklu. Kinski wielokrotnie w czasie utarczki z wchodzącymi mu w słowo widzami zmieniał strategię gry. Z wyciszonego, pełnego pokory narratora, obficie cytującego fragmenty Nowego Testamentu, stawał się apodyktycznym nauczycielem, próbującym uspokoić wrzącą salę, doprowadzonym do furii aktorem, broniącym swego prawa do wypowiedzi, publicznym oskarżycielem. Wreszcie – i to jest w filmie najciekawsze – utożsamił się z rolą upokorzonego, niesłuchanego przez faryzeuszy Chrystusa, co zabrzmiało jak uzurpacja. Fragment Kazania na Górze przeobraził się w jego interpretacji w dziki, pełen nienawiści monolog przeciwko tym, którzy go krytykują.
Geyer przejrzał wszystkie zachowane materiały z tego wieczoru. Wybrał te, które najlepiej oddawały niesamowity klimat zakończonego skandalem happeningu. I dodając dyskretny komentarz zrekonstruował fascynujące widowisko-misterium. Niewpisujące się w ramy ani rocznicowego reportażu o gorączce czasów kontrkultury, ani żartu z naiwności hipisowskiej rewolucji. To przenikliwe, bolesne studium aktorstwa na granicy herezji. Stawiające pytania na temat wybrania, relacji artysty ze społeczeństwem i roli sztuki w zmieniającym się nieustannie świecie.