Letni sezon na horrory właśnie się kończy, ale za to mocnym akordem. Debiut fabularny Amerykanina Bryana Bertino „Nieznajomi” przynajmniej do połowy nie zawodzi, co w nawale pospolitych i pioruńsko głupich straszydeł już wydaje się nie lada osiągnięciem.
Rzecz jest ponoć oparta na faktach. Niemniej po obejrzeniu filmu nie ulega wątpliwości, że historia opisująca przebieg bezinteresownie popełnionej zbrodni na odludziu została tu i ówdzie podkolorowana. Oczywiście, zgodnie z regułami gatunku, ze szmirowatym zakończeniem włącznie, po to, by mógł się pojawić sequel. Ale zrazu, gdy do akcji wkracza grupa obłąkanych morderców, która urządza sobie sadystyczną zabawę w zabijanie – naprawdę wieje grozą. Prosta jak drut fabuła nie ma żadnych głębszych psychoanalityczno-socjologiczno-historycznych konotacji i mogłaby się dziać nawet na Księżycu. Chodzi o lęk przed niedającym się w racjonalny sposób wytłumaczyć abstrakcyjnym złem i o to, by trzęsący się ze strachu widz mógł równocześnie czerpać przyjemność z przyglądania się egzekucji.
Dla jednych widzów będzie to pornografia, dla innych czysta rozrywka.