Film

Szczęście

Prosta historia, ale opowiedziana w mistrzowski sposób.

Najprostsze historie opowiedziane w mistrzowski sposób są niezawodne. „Szczęście” południowokoreańskiego reżysera Jin-ho Hura spełnia wymogi klasycznej love story, która mimo tego, że jest doskonale przewidywalna – porusza i wprawia w odpowiedni nastrój.

Bohaterami melodramatu jest dwoje młodych straceńców, którzy spotykają się w Domu Nadziei, czyli w położonym na ustroniu sanatorium dla nieuleczalnie chorych. On (Jeong-min Hwang) jest bankrutem, który musiał sprzedać prowadzony przez siebie nocny klub, notorycznym podrywaczem i alkoholikiem, u którego wykryto marskość wątroby. Ona (Su-jeong Lim) – chodząca niewinność i ucieleśnienie kobiecego wdzięku – od ośmiu lat leczy się z ciężkiej choroby płuc. Związek tych dwojga rozwija się wedle podręcznikowego wzorca: poznają się, zakochują, zamieszkują razem, on ją zdradza, następuje tragedia.

Niemniej sposób ukazania tej historii bez jakichkolwiek pretensji do fabularnych ekstrawagancji, epatowania nowoczesną techniką zdjęciową czy estetycznych eksperymentów, o dziwo, działa na wyobraźnię i nie spycha całości w otchłań walentynkowego kiczu. Niespieszne tempo narracji pozwala rozsmakować się w przeżywaniu zmieniających się uczuć protagonistów. Co bardziej niecierpliwi widzowie powiedzą, że to banał, ale co nim w popularnym kinie nie jest?

  
 

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Między sobą żartują: „Jak poznać biegacza? Sam ci o tym powie”. To już cała subkultura

Strava zastąpiła mi Instagram – wyjaśnia Michał. – Wrzucam tam zdjęcia z biegania: jakiś widoczek, zdjęcie butów, zmęczona twarz, kawka po bieganiu, same istotne rzeczy.

Norbert Frątczak
12.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną