Film

Mowa nienawiści

Recenzja filmu: „Wredne liściki”, reż. Thea Sharrock

„Wredne liściki”, reż. Thea Sharrock „Wredne liściki”, reż. Thea Sharrock M2 Films
Film miał spory potencjał, niestety ciąży mu gatunkowa niekonsekwencja.

Urokliwe, nadmorskie miasteczka Wielkiej Brytanii często okazują się schronieniem dla ludzi podłych i zawistnych, którym popkultura – od Agathy Christie po „Hotel Zacisze” – przygląda się z lubością. „Wredne liściki” do tej barwnej galerii dopisują kolejne postaci, a w szczególności osobę, która sto lat temu wysyłała pełną wymyślnych inwektyw korespondencję do mieszkańców spokojnego Littlehampton. Żadnych pogróżek ani ostrzeżeń, po prostu kwieciste litanie przekleństw i insynuacji. Niby błahostka z lokalnych annałów (scenariusz oparto na faktach), lecz reżyserka Thea Sharrock odkryła w tej historii materiał do opowieści o emancypacji kobiet – i o mowie nienawiści. Akcja toczy się krótko po pierwszej wojnie światowej, ruch sufrażystek rośnie w siłę, lecz małomiasteczkowa Anglia nie jest gotowa na takie nowości jak równouprawnienie. Społeczność trzymana mocno w patriarchalnym uścisku zaczyna dostrzegać potrzebę zmian dopiero, gdy bogobojna Edith (Olivia Colman), pierwsza ofiara „wrednych liścików”, oskarża o ich wysyłanie swoją sąsiadkę Rose (Jessie Buckley), wdowę, która mieszka z konkubentem i córką, a słynie z niewyparzonego języka i hulaszczego trybu życia.

Wredne liściki (Wicked Little Letters), reż. Thea Sharrock, prod. Wielka Brytania, 100 min

Polityka 31.2024 (3474) z dnia 23.07.2024; Afisz. Premiery; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "Mowa nienawiści"
Reklama