Pierwsza część „W głowie się nie mieści”, oparta na rewolucyjnym pomyśle, by zamiast opowiadać o ratowaniu świata przez dziecięcą postać, zająć się zantropomorfizowanymi emocjami, które sterują jej zachowaniem, świetnie się wszystkim przysłużyła. Młodzi dostali dowcipną lekcję, uzmysławiającą, czym są i jak działają radość, smutek, złość, wstręt i strach. A rodzice, zwłaszcza małych chłopców mających na ogół duże problemy z nazywaniem emocji i mówieniem o nich, mogli poczuć wdzięczność, że zdjęto z nich obowiązek tłumaczenia zawiłych psychologicznie kwestii. Nie dziwi więc, że „W głowie się nie mieści” stał się najbardziej dochodowym filmem niebędącym kontynuacją, jaki kiedykolwiek wyprodukował Pixar. I sam oczywiście doczekał się kontynuacji. Sequel nie jest już tak odkrywczy, chociaż ambicji edukacyjnych mu nie brakuje. Problem polega na tym, że to, co stanowiło o sile jedynki, czyli szczerość, jest niestety najsłabszą stroną nowego filmu. Pomysł, by zająć się dojrzewaniem 13-letniej dziewczynki, a zarazem przemilczeć wszystko, co dotyczy hormonów, fizjologii, cielesności i seksu, jest zwyczajnie słaby. Po „Barbie” nawet w kinie familijnym tak się już nie da.
W głowie się nie mieści 2 (Inside Out 2), reż. Kelsey Mann, prod. USA, 96 min