Pierwsze wrażenia? „Diuna” to wciąż najbardziej oszałamiające wizualnie doświadczenie w kinie fantastycznym ostatnich lat, przebijające to, co mieli do zaproponowania Cameron w „Avatarze”, Nolan w „Interstellar” czy sam Villeneuve w „Blade Runnerze 2049”. Świat spalonej słońcem planety Arrakis, pola nieustającej walki o kontrolę nad złożami Przyprawy, najbardziej drogocennego narkotyku wszechświata, zachwyca realizmem i pięknem. Do osiągnięcia immersyjnego efektu kanadyjski reżyser nie potrzebuje przy tym tandetnych technicznych sztuczek. Buduje atmosferę nie tylko za pomocą efektów specjalnych, lecz również doskonałych zdjęć Greiga Frasera, przestrzennej muzyki Hansa Zimmera, a także niespiesznego, hipnotycznego tempa opowieści. „Diuna” może być zaskoczeniem dla części widzów przyzwyczajonych do rozpędzonej akcji i błyskotliwych dialogów. Villeneuve przedkłada nastrój i zaczerpniętą z książki Franka Herberta metafizykę nad efekciarstwo, a może nawet nad treść. Kto bez wahania wszedł w ten świat, oglądając pierwszą część „Diuny”, i tym razem nie powinien być rozczarowany.
Diuna: część druga (Dune: Part Two), reż. Denis Villeneuve, prod. USA, 165 min