Sądząc po konsekwencji, z jaką Alice Rohrwacher buduje swoje filmowe światy, prawie zawsze burzące granice jawy i snu, należałoby jej twórczość zakwalifikować jako skrajnie autorską, opartą na sile wyobraźni oraz doświadczeniach wyniesionych z umbryjskiej wsi, gdzie włoska reżyserka się wychowała. Podobnie jak jej wcześniejsze dzieła, np. „Cuda” czy „Szczęśliwy Lazzaro”, „La Chimera” sięga korzeniami mitologii, lecz warstwa fabularna zdaje się poruszać w czysto magicznej przestrzeni, na podobnej zasadzie co dobrze znane nam „Sklepy cynamonowe” czy „Sanatorium pod Klepsydrą” Brunona Schulza. Skojarzenia zwłaszcza z tym drugim tomikiem opowiadań polskiego pisarza nasuwają się wyraźnie już w pierwszej scenie, gdy Rohrwacher przedstawia swojego bohatera: zwolnionego z więzienia obcokrajowca (Anglika) jadącego pociągiem widmo do swojej „republiki marzeń” – zdegradowanej, zarośniętej trawą, zaludnionej przez mocno podupadłą arystokratyczną rodzinę, nadmorskiej osady o nazwie Riparbella.
La Chimera, reż. Alice Rohrwacher, prod. Włochy, Francja, Szwajcaria, 130 min