Poniżej poziomu bohatera
Recenzja filmu: „Raport Pileckiego”, reż. Krzysztof Łukaszewicz
Film o Witoldzie Pileckim trafił na ekrany kin po kilku latach produkcji i niezliczonych problemach – zmiana na stanowisku reżysera i przepisanie scenariusza wymusiły nakręcenie części materiału od nowa, pod koniec prac nad filmem zmarł producent Włodzimierz Niderhaus, długo trwały również spory z twórcą pierwotnej wersji Leszkiem Wosiewiczem, którego nazwisko w napisach ostatecznie się nie pojawia. Burzliwy okres produkcji bez wątpienia odcisnął się znacząco na gotowym filmie: mimo pokaźnego budżetu (niektóre źródła mówiły nawet o 40 mln zł – pisali o tym Violetta Krasnowska i Artur Zaborski w tekście pt: Podległe kino niepodległe) i zaangażowania do roli reżysera Krzysztofa Łukaszewicza, doświadczonego w pracy nad kinem wojennym, „Raport Pileckiego” przypomina raczej hagiograficzną czytankę zaadaptowaną na potrzeby Teatru Telewizji. Fabuła rozpoczyna się w chwili aresztowania rotmistrza przez bezpiekę, a podczas sadystycznego przesłuchania Pilecki opowiada o roli, jaką pełnił w czasie wojny: od kampanii wrześniowej, poprzez pobyt w Auschwitz, po udział w powstaniu warszawskim.
Raport Pileckiego, reż. Krzysztof Łukaszewicz, prod. Polska, 118 min