Tam, gdzie Nolan-reżyser zachwyca, zawodzi Nolan-scenarzysta. Próbuje w trzygodzinnej historii zmieścić tak wiele materiału, że zwłaszcza pierwszy akt filmu przypomina wystawną ekranizację notki encyklopedycznej. Oppenheimer bierze udział w wykładach, naradach i imprezach, spotyka kolejnych luminarzy nauki (często granych przez pierwszorzędnych aktorów), polityków i generałów, z których większość pojawia się w filmie tylko na kilkadziesiąt sekund, by zniknąć bezpowrotnie. To opowieść gęsta, bardzo intensywna, lecz zarazem bardzo mało angażująca. Przynajmniej do czasu, gdy śmiercionośny wynalazek z naukowej idei zmienia się w narzędzie masowej zagłady, zaś Oppenheimer zaczyna zdawać sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów, z tego, że stał się „niszczycielem światów”. Film Nolana, mistrzowski pod względem formalnym, będzie się na pewno liczył podczas przyszłorocznego rozdania Oscarów, lecz ma w sobie jedynie przebłyski geniuszu.
Oppenheimer, reż. Christopher Nolan, prod. USA, Wielka Brytania, 180 min