Film

Indiana i mechanizm retro

Recenzja filmu: „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”, reż. James Mangold

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”, reż. James Mangold „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”, reż. James Mangold Disney
James Mangold na miejscu Stevena Spielberga poradził sobie dobrze.

Nie ma „Indiany Jonesa” bez tajemniczego znaleziska. Tylko coraz mniej takich, które dałoby się umieścić w tytule filmu. „Indiana Jones i mechanizm z Antykithiry” wystraszyłoby marketingowców, stąd pewnie „artefakt przeznaczenia”. Scenariusz piątej odsłony kinowych przygód słynnego profesora archeologii odnosi się do misternego przyrządu do wyznaczania pozycji ciał niebieskich skonstruowanego (według hipotez) przez Archimedesa lub jego uczniów, a odnalezionego (naprawdę) na początku XX w. we wraku u wybrzeży Grecji. W filmie oczywiście pokazanego jako coś z pogranicza magii. Losy znaleziska obserwujemy na dwóch planach czasowych. Świetna, dziarska sekwencja początkowa z cyfrowo odmłodzonym Harrisonem Fordem (o aktorze więcej na s. 86), kojarząca się klimatem z „Poszukiwaczami zaginionej arki”, przynosi retrospekcję z czasów drugiej wojny światowej. A w filmowym roku 1969 odchodzącemu powoli na emeryturę prof. Jonesowi przypomina o artefakcie chrześnica Helena (Phoebe Waller-Bridge). Ale ponieważ nie ma też „Indiany Jonesa” bez zmagań z nazistami, wojenne wątki wrócą.

Indiana Jones i artefakt przeznaczenia (Indiana Jones and the Dial of Destiny), reż. James Mangold, prod. USA, 154 min

Polityka 27.2023 (3420) z dnia 27.06.2023; Afisz. Premiery; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Indiana i mechanizm retro"
Reklama