Jeśli ktoś uważa – a często do tego przekonuje popkultura – że dobro bywa nudne, nieciekawe i na pewno jest mniej atrakcyjne od zła, po obejrzeniu „C’mon C’mon” powinien się nad tym głębiej zastanowić. To nie jest film o ludziach bez skazy, sentymentalny też nie. Mówi o szarej codzienności, tu i teraz, o wypełnianiu obowiązków zawodowych, troszczeniu się o rodzinę, a tak naprawdę chodzi w nim o przyjrzenie się jakości relacji. Co robić, aby pomimo różnic wieku, doświadczeń, wrażliwości otwierać się bardziej na bliskich. Opisywanie nieskomplikowanej fabuły „C’mon C’moc” niewiele daje. Bo jak oddać kontemplację o sztuce dzielenia się trudnymi emocjami dającymi wgląd w duszę innego, poprzez którą lepiej poznaje się siebie?
C’mon C’mon, reż. Mike Mills, prod. USA, 108 min