Milicjanci, którzy w 1983 r. śmiertelnie pobili Grzegorza Przemyka, nigdy nie zostali osądzeni. Ta historia to dzieje monstrualnego kłamstwa politycznego i bezsilności wobec opresyjnego systemu. Autorzy filmu na podstawie nagrodzonego Nike reportażu Cezarego Łazarewicza podeszli do absurdalnej i (prawdopodobnie) przypadkowej zbrodni na maturzyście, synu poetki Barbary Sadowskiej, jak do wydarzenia symbolizującego jedno z ekstremów peerelowskiego bezprawia. Śmiertelnie poważnie, bez taryfy ulgowej dla sprawców i manipulujących śledztwem ich zwierzchników, otrzymując od świetnie dysponowanych aktorów wymarzone wsparcie. Precyzyjnie odtwarzają metody budowania atmosfery zastraszania, sposoby inwigilacji, warunki marnego życia – tak chętnie dzisiaj obśmiewane w komediach o komunie. Ale to nie jest pomnik martyrologii. Stworzyli coś na kształt greckiej tragedii, w której rolę fatum pełni totalitarna władza rozumiejąca, choć nieprzyznająca się przed sobą, że jej dni są policzone.
Żeby nie było śladów, reż. Jan P. Matuszyński, prod. Polska, Czechy, Francja 2021, 160 min