Film

Winny od urodzenia

Recenzja filmu: „Tylko sprawiedliwość”, reż. Daniel Destin Cretton

„Tylko sprawiedliwość”, reż. Destin Daniel Cretton „Tylko sprawiedliwość”, reż. Destin Daniel Cretton Warner Bros.
Mimo upływu lat zniesienie segregacji rasowej w znacznej mierze wciąż pozostaje fikcją, nie tylko w Alabamie.

„Przeciwieństwem biedy nie jest bogactwo, przeciwieństwem biedy jest sprawiedliwość” – pisał amerykański prawnik Bryan Stevenson w swojej autobiografii. Jej filmowa adaptacja przypomina jedną z najgłośniejszych spraw, jakie prowadził, wpisując się jednocześnie w aktualny kontekst i niekończącą się walkę o równouprawnienie czarnych obywateli Stanów Zjednoczonych. W połowie lat 80. Walter McMillian (świetny, panujący nad emocjami Jamie Foxx) został aresztowany za zabójstwo białej kobiety. Miał alibi, nie było przeciwko niemu żadnych fizycznych dowodów, tylko zeznanie świadka o wątpliwej reputacji i kryminalnej przeszłości. Na Głębokim Południu to wystarczyło, aby skazać czarnego na karę śmierci. „Nie wiesz, jak to jest być winnym od urodzenia” – krzyczy McMillian do młodego Stevensona (Michael B. Jordan). Trudno mu uwierzyć, że ambitny chłopak z dyplomem Harvardu chce walczyć o jego życie, na dodatek rzucając wyzwanie władzom stanu Alabama.

Tylko sprawiedliwość (Just Mercy), reż. Destin Daniel Cretton, prod. USA, 137 min

Polityka 26.2020 (3267) z dnia 23.06.2020; Afisz. Premiery; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Winny od urodzenia"
Reklama