Rozgrywany w latach 60. w Tel Awiwie, Damaszku, na Wzgórzach Golan, w Buenos Aires i w Zurychu. W centrum stoi Eli Cohen, najbardziej efektywny szpieg izraelski, który był żydowskimi oczami i uszami we wrogiej Syrii, zdobyte przez niego informacje okazały się kluczowe dla bezpieczeństwa Izraela i pomogły krajowi wygrać wojnę sześciodniową w 1967 r. Był egipskim Żydem działającym pod przykrywką syryjskiego biznesmena pracującego w Argentynie, gdzie nawiązał znajomości, które, już w Damaszku, wprowadziły go do ścisłej elity rządzących Syrią. „Szpieg” niestety nie dorasta klasą do poziomu swojego bohatera. Rażą schematy – szczególnie portret żony Eliego i jego przełożonych w Mosadzie i rządzie Izraela, skróty myślowe i niewiarygodne zwroty akcji. Lepsza jest część syryjska – szpiegowska, ale też trudno się nie wzruszyć, oglądając tętniący życiem Damaszek, dziś miasto zbombardowane, w ruinie, niczym Warszawa po powstaniu. A najlepszy jest odtwórca głównej roli. Eliego Cohena gra Sacha Baron Cohen (zbieżność nazwisk przypadkowa). Brytyjski komik, znany z ról-przebieranek w mockumentach, Borata, Aliego G. czy Brüna, ponownie wciela się w człowieka, który nabrał innych swoim przebraniem, tym razem jednak robi to na poważnie. I jest w tym świetny.
Szpieg (The Spy), scen. Gideon Raff, Netflix, 6 odc.