Choć prostota tego filmu mogłaby być intrygującym antidotum dla rozbuchanych finałów „Avengersów” czy „Gry o tron”, to efekt ten nie został bynajmniej zaplanowany. Gdy scenarzysta i reżyser Simon Kinberg zaczął pracować nad „Mroczną Phoenix”, nie wiedział jeszcze, że będzie to pożegnanie z serią. Może dlatego historia skoncentrowana jest wokół Jean Grey (Sophie Turner, znana właśnie z „Gry o tron”), postaci do tej pory raczej drugoplanowej, choć też ujawniającej talenty zdolnej telepatki. Podczas akcji ratowania astronautów z rozpadającego się w kosmosie wahadłowca zostaje ona porażona tajemniczym pomarańczowym strumieniem energii. Zyskuje dzięki niemu moce, które czynią ją najsilniejszą z mutantów. Jednak sprawiają też, że staje się nieprzewidywalna i groźna dla kolegów. Pechowo dowiaduje się wtedy, że opiekujący się X-Menami profesor Xavier (James McAvoy) wymazał jej z pamięci ważne i tragiczne wspomnienia z dzieciństwa. To pcha ją w ręce złej kosmitki (Jessica Chastain). Podstawowe dla X-Menów zagadnienia – lojalność, odpowiedzialność, wykluczenie i przynależność, zemsta, a nawet żałoba – zostały przez Kinberga ledwie delikatnie muśnięte. Trudno więc zaangażować się w takie zakończenie.
X-Men: Mroczna Phoenix, (X-Men: Dark Phoenix), reż. Simon Kinberg, prod. USA 2019, 114 min