Minęły 33 lata od wybuchu w elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Na choroby popromienne zmarły tysiące ludzi, skażeniu uległy rozległe tereny, chmura radioaktywnego powietrza przemierzała Europę. Kręcony na Litwie serial amerykańskiego HBO i brytyjskiej Sky w pięciu godzinnych, chwytających za gardło odcinkach pokazuje rozmiar tej katastrofy, w której buta i ideologiczne zaślepienie ścierały się z heroizmem walczących o ograniczenie rozmiaru i skutków oraz zrozumienie przyczyn. Wciąga dramaturgia wydarzeń jak z horroru i świetnie odtworzone sowieckie realia. Emocjonalny odbiór całości wzmacnia fakt, że widz od początku wie, co się stało, a bohaterowie nie. Trudno obojętnie patrzeć na rodziny z dziećmi idące oglądać pożar elektrowni jak na festyn, na strażaków wysłanych do gaszenia, na górników przywiezionych do prac wzmacniających fundamenty topiącego się reaktora… Protagonistów jest troje. Grany przez Jareda Harrisa Walerij Legasow, radziecki fizyk jądrowy, który jako pierwszy zrozumiał skalę katastrofy. Oddelegowany do Czarnobyla zastępca przewodniczącego Rady Ministrów ZSRR Borys Szczerbina (Stellan Skarsgård). I Ulana Khomyuk (Emily Watson), fizyczka jądrowa z Mińska, postać stworzona z kilku rzeczywistych naukowców obu płci.
Czarnobyl, HBO i HBO GO, od 7 maja, 5 odc.