Od autora „Syna Szawła”, ucznia Béli Tarra, a zarazem spadkobiercy radykalnych pomysłów Miklósa Jancsó, spodziewano się czegoś równie wybitnego, odważnego, przełomowego, oryginalnego, lecz tylko nieliczni przeczuwali, że to się może naprawdę udać. Drugi film Nemesa potwierdza jego wyjątkowy talent, chociaż nie wszyscy uznają „Schyłek dnia” za arcydzieło. Kostiumowe widowisko osadzone w przededniu wybuchu I wojny światowej jest perfekcyjnie skonstruowanym sensacyjnym dramatem, tak dalece odbiegającym od kryminalnej konwencji, że może się wydać przydługą, rozwlekle i na jednej nucie prowadzoną obyczajówką. Kiedy staje się jasne, jaką zasadą rządzi się ta pozornie lekka i pięknie filmowana fabuła, nagle cała historia przemienia się w wyrafinowaną alegorię anarchii moralnej, kosztownego stylu życia, próżności, schyłkowej kultury i tego, co z grubsza bywa określane mianem fin de siècle. By w finale jednym wystylizowanym ujęciem znów odwrócić perspektywę, a raczej podnieść metaforę na wyższy poziom.
Referowanie przebiegu snującej się wolno akcji – czyli śledztwa prowadzonego przez młodą dziewczynę pragnącą zatrudnić się w wykwintnym salonie modowym, a tak naprawdę poznać przeszłość swojej rodziny – nie ma większego sensu. Wraz z rekonstrukcją wydarzeń widz zostaje wciągnięty w abstrakcyjną, historiozoficzną refleksję na temat powtarzalności cyklu narastania rewolucyjnej gorączki kończącej się niechybnie marszem ku samozagładzie. Wielcy artyści taką zapowiedź nadchodzącej katastrofy potrafią wysnuć z elegancji strojów czy choćby wydumanej fryzury Marii Antoniny (tej samej, która ponoć zachęcała głodujących paryżan do jedzenia ciastek). Nemes dostrzega to w kroju damskich kapeluszy noszonych przez budapeszteńską elitę.
Schyłek dnia (Napszállta), reż. László Nemes, prod. Węgry 2018, 144 min