Ocena za prezencję
Recenzja filmu: „Jestem najlepsza. Ja, Tonya (I, Tonya)”, reż. Craig Gillespie
Harding rozwiązywała swoje problemy tak, jak ją życie nauczyło – bo okrutną i agresywną, pochodzącą z white trash, matkę zamieniła na znęcającego się męża i złe otoczenie (jej ochroniarz, również zaangażowany w atak na Kerrigan, twierdził, że jest wytrenowany w technikach szpiegowskich). Łyżwiarka z upodobaniem do heavy metalu i fluorescencyjnego spandexu na lodowisku, mimo wyróżniających ją umiejętności technicznych, nie wiedziała, jak może zdobyć dobre oceny za prezencję u amerykańskich sędziów. Jej historia jest tak dziwna i absurdalna, że grająca ją w tym filmie Margot Robbie myślała na początku, że musi być fikcyjna.
Robbie, która w tej roli wzbudza sporo empatii, dobrze odnajduje się nawet w niełatwych założeniach filmu Craiga Gillespie: reżyser łączy fakty z przesadą, a sceny przemocy z elementami komediowymi. Jego podejście jednak nie do końca się sprawdza, bo naśmiewanie się z mentalności bohaterów nie przekłada się na poważne potraktowanie niesprawiedliwości klasowych. Tak jak kierowane przez Tonyę wprost do publiczności oskarżenie – o to, że byli częścią przemocy – nie uczyni z tego filmu czegoś więcej niż niezłej czarnej komedii.
Jestem najlepsza. Ja, Tonya (I, Tonya), reż. Craig Gillespie, prod. USA, 120 min