Nie o policjantkach
Recenzja filmu: „Pitbull. Niebezpieczne kobiety”, reż. Patryk Vega
Patryk Vega na początku „Pitbulla. Niebezpiecznych kobiet” umieszcza informację, że w zeszłym roku 40 proc. funkcjonariuszy przyjętych do policji stanowiły kobiety i że to będzie film o policjantkach. Ale nie wiem, czy test Bechdel tym razem Vega przeszedł, bo kobiety w tym filmie są motywowane w dużej mierze działaniami mężczyzn: starszych przełożonych, agresywnych chłopaków, bezwzględnych gangsterów. Stają się niebezpieczne, jak zostają do tego przez twarde męskie środowisko sprowokowane. Szkoda, bo założenie było ciekawe, a Vega potrafi złożone postaci kobiece budować. Olga Bołądź jako Podporucznik „Białko” w „Służbach specjalnych” była bardzo dobra.
Tu ledwo zarysowane historie kilku kobiet (ciekawsze wątki: prawniczka, grana przez Zuzannę Grabowską, ochraniająca mafię czy skorumpowana porucznik policji, w tej roli Magdalena Cielecka) mieszają się w ciągu ponad dwóch godzin filmu z przypadkowymi scenami komediowymi i takimi z dużą dawką brutalności, zadawanej głównie przez chorego na cukrzycę, cytującego Schopenhauera gangstera motocyklowego „Cukra” (Sebastian Fabijański). To właściwie ciąg krótkich scenek, może trochę lepiej powiązanych fabularnie niż w pierwszej części filmu („Pitbull. Nowe porządki”).
W samej formule nic się nie zmieniło. „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” ma też wciąż podobny klimat co „Prawdziwe psy”, pierwszy serial dokumentalny Vegi, z 2001 roku, o pracy kryminalnych, będący zalążkiem serii „Pitbull”. Vega mówi, że scenariusz „Niebezpiecznych kobiet” został też zaaprobowany przez jego kolegów gangsterów i policjantów, i że oparł go na bardziej sensacyjnych wątkach z ich opowieści.