Heptapody – tak w dramacie science fiction „Nowy początek” Denisa Villeneuve’a naukowcy nazywają istoty pozaziemskie, które wylądowały na naszej planecie w 12 czarnych jajowatych statkach kosmicznych wyciągniętych wprost z surrealistycznej wyobraźni René Magritte’a. Obcy przybierają kształt gigantycznych siedmioramiennych głowonogów zanurzonych w akwariach i wydają dźwięki podobne do wielorybów. Są raczej pokojowo nastawieni. Jednak bardzo trudno jest się z nimi porozumieć, gdyż są od Ziemian inteligentniejsi i kontaktują się za pomocą kolistych piktogramów wypuszczanych w eter w formie czarnej wydzieliny układającej się w abstrakcyjny graficzny wzór. O dziwo, tonacja „Nowego początku” nie jest żartobliwa, wprost przeciwnie – przypomina schizofreniczno-egzystencjalne klimaty „K-Pax”.
Kanadyjski reżyser wyrastający na jedną z gwiazd hollywoodzkiego kina czerpie inspirację z kina gatunkowego („Sicario”, „Wróg”, „Pogorzelisko”), lecz osobliwie rozkłada akcenty. Z czysto sensacyjnych elementów opisujących podszytą lękiem reakcję rywalizujących rządów i służb ciężar akcji przenosi na żmudny, rozgrywany w biurowym zaciszu proces komunikacji i samopoznania. W roli wynajętej przez armię profesor lingwistyki próbującej złamać kod kosmitów obsadził Amy Adams. Jej ciepła twarz, wygaszone emocje dobrze korespondują z mądrością ciężko doświadczonej matki starającej się godzić rozpacz z empatią. Paradoksalnie nie obniża to tempa, ale pomaga zanurzyć się w główny medytacyjno-symboliczny nurt fabuły. Zaskoczeń jest więcej. Poetycki film Villeneuve’a tchnie żałobną melancholią, zachęcając do filozoficznej zadumy na temat śmierci, względności czasu oraz kluczowej roli języka jako podstawowego narzędzia w postrzeganiu i rozumieniu (wszech)świata. Dyskretne odniesienia do „2001: Odysei kosmicznej” czy „Interstellara” też działają na jego korzyść.
Nowy początek, reż. Denis Villeneuve, prod. USA, 116 min