Julie Delpy coraz śmielej sobie poczyna na polu reżyserii. Po sukcesach dowcipnych, acz nierównych komedii „Dwa dni w Paryżu” i „Dwa dni w Nowym Jorku” zaskoczeni krytycy pisali, że popularna francuska aktorka staje się konkurencją dla Woody’ego Allena. Nieporadni, inteligenccy bohaterowie, ich kompleksy, cięty humor podszyty seksualnymi aluzjami, skąpany w poczuciu generalnego bezsensu i absurdu – trudno nie dostrzec, że to wszystko również ją interesuje. Nie inaczej jest w „Lolo”, zgrabnej autoironicznej satyrze na toksyczną relację dojrzałej kobiety i jej dziecka. Zaborczy w tym układzie jest 20-latek po uszy uzależniony emocjonalnie od pięknej matki, rozpaczliwie poszukującej stałego partnera (w tej roli oczywiście Delpy). Narcystycznego syna w wykonaniu Vincenta Lacoste od początku się nie lubi, w przeciwieństwie do Dany’ego Boona – jego bezpośredniej konkurencji, uroczego fajtłapy starającego się o względy atrakcyjnej singielki. Fabuła posuwa się leniwie w wakacyjnym tempie, żarty polegają głównie na prawieniu uszczypliwych uwag i większych ambicji niż złośliwy portret patologicznych domowych relacji nie należy się spodziewać.
Lolo, reż. Julie Delpy, prod. Francja, 99 min