Czym jest piekło? Światem bez narkotyków. W ponurej satyrze Davida Cronenberga „Mapy gwiazd”, reklamowanej jako najczarniejszy z czarnych pamflet na Hollywood, tego rodzaju dowcipów pada mnóstwo. Mało kto się jednak z nich śmieje, bo Kanadyjczyk szybko zmienia tonację na poważniejszą. Kończy zaś w bliskiej mu konwencji surrealistycznego dramatu z elementami horroru. Po premierze w Cannes pisano, że film jest tak przygnębiająco makabryczny, że ci najbardziej zainteresowani, czyli celebryci, raczej będą go omijać szerokim łukiem. Co tak boli? Cronenberg wspierany ostrym jak brzytwa scenariuszem Bruce’a Wagnera wypunktował najgorsze cechy tego środowiska: próżność, zawiść, niemoralność, głupotę, nepotyzm oraz coś, czego nikt chyba jeszcze w amerykańskim kinie nie dotknął – kompletną dewastację psychiczną najmłodszego pokolenia aktorskiego. Mówimy o 9–13-latkach.
Fabuła jest czystą fikcją. Ale oczywiście prowokuje do poszukiwania pierwowzorów. Mamy tu bajecznie bogatego nastoletniego gwiazdora narkomana wracającego z wielomiesięcznej terapii odwykowej. Jego siostrę piromankę walczącą, by go poślubić. Ich ojca, lekarza psychoterapeutę, który sam powinien leczyć się u psychiatry. Oraz femme fatale, jakiej dawno nie było. Julianne Moore gra karierowiczkę ubiegającą się o rolę, za którą jej matka, również aktorka, dostała kiedyś Oscara. Pójście razem do łóżka z reżyserem i jego kochanką to ledwie początek jej intryg. Niby nic odkrywczego. Po „Mulholland Drive”, „Graczu” czy „Bulwarze zachodzącego słońca” widok artystów bez skrupułów, zachowujących się jak potwory, nie powinien szokować. A jednak megalomańskie szaleństwo, niczym wirus atakujące coraz młodsze pokolenia, porusza jak nigdy dotąd.
Mapy gwiazd, reż. David Cronenberg, prod. Francja, Kanada, Niemcy, USA, 111 min