Dla nikogo chyba nie stanowi tajemnicy, że Hayao Miyazaki, wybitny japoński animator („Spirited Away: W krainie Bogów”, „Ruchomy zamek Hauru”, „Ponyo”) adresuje swoje opowieści głównie do dorosłych. Mimo to jego najnowsze epickie widowisko „Zrywa się wiatr” o destrukcyjnym starciu żywiołów przyrody i cywilizacji, dzikiej natury i prącej do wojny Japonii zaskakuje powagą. Ambitny reżyser nie obraziłby się chyba, gdyby nazwać je dalekowschodnią wersją „Czarodziejskiej góry”. Splatają się tu podobne tropy i problemy. Obok satyry na japońskie społeczeństwo budujące utopię w oparciu o niemieckie patenty czuje się wszechobecną atmosferę śmierci, uosabianą m.in. przez chorą na gruźlicę narzeczoną głównego bohatera. W tle nieuchronnie zbliżającej się katastrofy wojennej pobrzmiewają dyskretnie prowadzone filozoficzne rozmowy na temat tego, co wieczne i „boskie”.
Miyazaki nie powtarza mechanicznie mannowskiej narracji. Buduje oryginalną fabułę w oparciu o biografię genialnego konstruktora samolotów, idealisty wierzącego, że inżynierowie nie ponoszą odpowiedzialności za zbrodnicze wykorzystanie ich wynalazków przez przemysł zbrojeniowy i złych polityków. Funkcję jezuity Naphty pełni w filmie nawiedzony, mało elastyczny dyrektor przedsiębiorstwa Mitsubishi. Zaś rolę oświeconego erudyty-humanisty Settembriniego odgrywa pojawiający się w snach subtelny włoski inżynier Caproni. Na potrzeby filmu Miyazaki pięknie interpretuje francuskiego poetę Paula Verlaine’a, przypisując cytowanemu w tytule filmu fragmentowi jego wiersza rolę haiku na temat sensu życia, które nakazuje przetrwać wszelkie kataklizmy.
Zrywa się wiatr, reż. Hayao Miyazaki, prod. Japonia, 126 min